Schyłek tegorocznego sezonu fotograficzno-ślubnego przypomina o uzupełnieniu bloga :) W tegoroczne wakacje udało się zrealizować długo oczekiwany plener zdjęciowy. Przedstawiam sympatyczną parę: Agnieszkę i Patryka, bez których rzecz jasna nie byłoby zdjęć. A przynajmniej takich uroczych zdjęć, prawie 100m nad Ziemią.
Zadanie nie było proste, ponieważ wiatr w tym miejscu jest kilka razy silniejszy niż na poziomie zero. I nic z tym nie można zrobić. Jedynie można zacisnąć zęby i udawać, że jest przyjemnie. To naszej parze wychodziło nad wyraz udanie tym bardziej, że Agnieszka ma lęk wysokości.... Głowę urywało, welon niczym spadochron chciał odlecieć w siną dal, raz nawet zawisł nieopodal, ale udało się go cudem uratować. Generalnie chodziło o poskromienie wszechobecnego chaosu i niepokoju związanego z wysokością i wiatrem. Młoda Para była na tyle cierpliwa, że udało się zrobić parę fotografii.
Uff, nareszcie bliżej gruntu.
P.S. Podziękowania dla Pani Ewy za pomoc w zorganizowaniu sesji oraz za niezastąpione asystowanie przy zdjęciach :)
Nastały mrozy i wraz ze znajomymi cały zeszły tydzień spędziliśmy nad morzem. Dla lubiących ciepło było to dobre posunięcie ponieważ w tym czasie temperatura koło Pobierowa oscylowała w granicach -6 do -13 stopni. Niby zimno, ale w Dąbrowie Górniczej temperatura była dokładnie dwa razy niższa, przy której mój diesel ma już duże problemy z odpaleniem ;)
Zamieszkaliśmy w fajnym Pensjonacie w Gostyniu. Jest to super baza wypadowa na wycieczki do nadmorskich miejscowości. Kilka minut samochodem do Pobierowa, nieco dalej znajdują się Dziwnów, Łukęcin, Rewal i Niechorze.
Kilka tygodni przed wyjazdem nic nie zapowiadało takiej zimnicy, miałem w związku z tym pewne obawy co do nadmorskich pejzaży w zimę ale bez śniegu. Jednak przywaliło siarczystym mrozem, a w ostatni dzień pobytu nawet gęstym śniegiem.
Początek był słoneczny, niebo niemal bezchmurne, a brzeg morza bardzo ciekawy. Najpierw oczywiście piasek, następnie pas skuty lodem przechodzący ostatecznie w śnieżną zmarzlinę. Zaskakująca była konsystencja morza przy samym brzegu. Można to porównać do lodów sorbetowych o smaku kiwi. No, nie o smak mi chodzi, ale oczywiście o kolor tego sorbetu :) Tam gdzie nie docierały fale, w miejscach małych jeziorek woda mocniej zamarzała i tworzyły się gęsto małe kry. Widać to dobrze na pierwszym zdjęciu w Pobierowie.




Następnego dnia (1 lutego) w Międzyzdrojach krajobraz wyglądał dosyć podobnie. Natomiast niebo opanowane było przez stada ptaków morskich, wśród których pałętało się nawet kilka kruków. Ptaszki niemal oswojone dosłownie jadły z ręki. Jednak przy takim zagęszczeniu trzeba uważać na spadające niespodzianki. Jedna taka bombka zaprzyjaźniła się nawet z rękawem mojej kurtki. Na szczęście woda z umywalki szybko rozprawiła się z "intruzem". Dodatkową atrakcją było również molo. Tutaj następna zaleta zimy - wejście na molo zupełnie bezpłatne :)





Jak już wspomniałem, ostatni dzień przywitał nas śnieżycą i jeszcze większym mrozem. W ten dzień odwiedziliśmy Niechorze. Tutaj plaża wyglądała zupełnie inaczej. Oprócz licznych falochronów pokrytych lodem można było podziwiać duże skupiska małych i większych kawałków lodu, które były wyrzucane na brzeg przez fale.







"W zimę nad morze??" - taka reakcja jest osób, którym mówiłem gdzie wybieram się
na ferie. Z tego wynika, że mało kto spodziewa się atrakcji na wybrzeżu zimą. Ja od niedawna lubię bardziej Bałtyk w śniegu, bo w lato i tak jest zimny. Nigdy też nie lubiłem się smażyć w słońcu na plaży i przeciskać przez tłumy wczasowiczów. W zimę jest pusto i ładnie.
Jak zwykle z opóźnieniem wrzucam kilka zdjęć z początku października. Wszystko odbyło się w Galerii Motoryzacji i Techniki w Bytomiu. Po raz kolejny strobist meeting organizowany przez Michała Dulembę. Również jak zwykle zjawili się stali bywalcy. Wreszcie miałem też okazję spotkać się i współpracować z bardzo fajnym fotografem - Grzegorzem Słowińskim. Cała zabawa trwała ponad cztery godziny i muszę przyznać, że dawno nie miałem w ręce tak gorących akumulatorów ekstremalnie wyładowywanych przez lampy błyskowe. W sam raz przydało się to ciepło dla zmarzniętych dłoni modelek pod koniec sesji ;) Jak zwykle fotografowanie przebiegało w atmosferze lekkiego chaosu, a pomysły na ustawianie oświetlenia rodziły się na bieżąco. Okazało się również że zdecydowana większość z nas używa jako wyzwalaczy radiowych - skyporty. Udało się jednak tak je poustawiać, że żadna z trzech grup nie przeszkadzała sobie. Oczywiście tak łatwo od razu nie było, przy okazji eksperymentów z nastawami poznałem dotąd nie odkryte przeze mnie możliwości wyzwalaczy. Na końcu wpisu zamieściłem zdjęcie całej ekipy na tle poligonu działania :)
Poniżej zdjęcia Darii, następnie Karoliny i jedno Sylwii na tle Jaguara XJS.
Nie znam się za bardzo na Oldsmobil'ach ale na pierwszych fotografiach Daria opiera się o Jaguara XKE z 1962 roku. Obok widać klasyka - Triumph Spitfire 1500 z 1978 roku.


Jeden z ciekawszych okazów muzeum to Skuter Peugeot S57B z 1956 roku. Teraz nie dziwię się dlaczego nowe skutery tej firmy są tak drogie. Po prostu firma ta ma niesamowite tradycje. Warto obejrzeć na żywo ten pojazd i przyjrzeć się szczegółom i różnorodnym patentom. Jedną z ciekawostek jest to, że kierownicę z przednim kołem połączono za pomocą przekładni. Powoduje to dość osobliwe wrażenie podrzas manewrowania. No i to urokliwe koło zapasowe z tyłu...

Obok jakiego samochodu pozowała Karolina nie jestem w stanie napisać. Napewno wyprodukowano go przed wojną. Hmm, ale którą?...
I obiecane zdjęcie całej ekipy. Brakuje jedynie wizażystek. Obok mnie, z brzegu Grześ, autor tego zdjęcia :)
















Ostatniego dnia kwietnia Michał Dulemba zorganizował kolejne spotkanie błyskaczy. Tym razem wybrany został opuszczony kurort w Kozubniku. Pogoda dopisała, miejsce też dopisało, nic nie spadło na głowę... No tak, trzeba pamiętać, że czasy świetności tego miejsca dawno już minęły. Mimo, że kurort wywodzi się z socrealizmu to trzeba przyznać, że musiał kiedyś wyglądać dość okazale i nowocześnie. Ponoć nie każdy mógł skorzystać z wygód tego miejsca. Wszak to były czasy kiedy wszyscy byli równi, ale niektórzy byli równiejsi ;) Teraz wszystko niszczeje, bo najpierw pojawiła się młoda demokracja, a później czas dokończył dzieła.

...Słów kilka o powodzi.
Jak to w górach, gdzie się nie obrócić to strumyk, i tu cały ośrodek był zbudowany wokół i na rzeczce. Fajnie to wygląda, ale... Przed chwilą oglądałem na youtube film z 17 maja jak ta rzeczka demoluje ulice Kozubnika. Kozubnik należy do gminy Porąbka, która jest skutecznie zalewana wodą z Zalewu Żywieckiego. Fakt, ostatniego dnia kwietnia nic nie wskazywało na to, że za 2 tygodnie będzie powódź. Ale ja nie jestem meteorologiem, nie jestem też Wójtem czy Wojewodą, którzy w swoich kompetencjach mają obowiązek zadbania, aby powodzie nie wyrządzały takich zniszczeń. Wszak okres powodziowy, jest wpisany w rytm naszych rzek, i nikogo nie powinien zaskakiwać. Ostatnia powódź stulecia pokazała kierunki działań, mówiono wtedy o konieczności dbania o systemy wałów rzecznych, o budowie kolejnych zbiorników retencyjnych, o systemach wczesnego ostrzegania i innych. A prawda jest taka, że miasto nawet nie potrafi zadbać o udrożnienie studzienek kanalizacyjnych, nie mówiąc już o zatorach wodnych na ulicach.
O tym jak jesteśmy słabi wobec żywiołów chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Trochę deszczów i wielka woda nie robi sobie nic z naszych marnych wałów przeciwpowodziowych.
Ciekawe czy i tym razem za kilka miesięcy wszystkie ambitne plany naprawy systemu przeciwpowodziowego rozmydlą się w brudnej wodzie z rozlanej rzeki?...


A wracając do przyjemniejszych rzeczy - wyprawa zdjęciowa udała się, zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć, z których kilka nadaje się nawet do pokazania ;) Na spotkanie zjawił się też, choć nieco spóźniony - Łukasz Piech. Bardzo sobie cenie jego warsztat fotograficzny i z przyjemnością śledzę jego blog. Miałem też okazję zobaczyć jakim jest pozytywnie zakręconym człowiekiem :)

Ostatnio natchnęło mnie na filmową produkcję reklamową ;) Przy okazji zmierzyłem się z możliwościami HD mojego canona. Efektem jest film, ale najważniejsze są wnioski. Na pewno trzeba jeszcze sporo popracować aby efekty były lepsze. Największa trudność to płynny ruch kamery o co jest niezwykle ciężko mając do dyspozycji jedynie statyw fotograficzny. Kolejna sprawa to walka z ostrością zwłaszcza w ruchu i przy słabym świetle. Ostatnim elementem pozostaje wydajność komputera. W czasie montażu kolejnych scen musiałem wytężyć wyobraźnię ponieważ podgląd na ekranie monitora pokazywał tylko wybrane klatki filmu, więc składanie kolejnych kadrów odbywało się prawie na ślepo. Ciekawe czy kolejne GB-ty ramu usprawnią proces? W każdym razie rendering filmu HD w wymiarze 1m 40s trwał ponad 20 minut, podczas gdy na tym samym komputerze film 10-minutowy w formacie DVD renderował się jakieś 4 minuty...
Tymczasem zamieszczam to co powstało i mam nadzieję, że najdzie mnie jeszcze ochota na poprawienie tej produkcji :)

W połowie marca był fajny śnieżny dzień, z wielkimi płatami śniegu spadającymi z nieba. Pomysł był taki, żeby przy pomocy lampy błyskowej uwydatnić jeszcze bardziej padający śnieg. Ale zanim wyszliśmy z Emilką z domu wiatr przegonił chmury i zrobiła się słoneczna pogoda. Na próżno czekaliśmy na opady. Zresztą dla Emilki było wszystko jedno i tak nie rozumiała mojego planu, ważne że byliśmy na dworze :) Pozostało tylko zrobić standardowe ujęcia. W ruch poszła lampa z parasolką. Jak to zwykle bywa, nie obeszło się bez problemów. Najpierw wiatr przewrócił statyw i pogieła się parasolka, potem przestały działać skyporty. Pewnie bateria w nadajniku odmówiła współpracy. Na szczęście pomógł niezawodny kabelek eTTL i jedynym problemem było upolowanie marudnej Emilki ;)
Tym razem początek marca i sesja z wózkiem. W wózku kucyk i inne skarby. Do aparatu przykręcone 85mm.
Początek lutego, duużo śniegu i wyprawa przez las do sklepu. Trzeba było bacznie uważać na zamarznięte oblodzone drzewa szczególnie wrażliwe wtedy na wiatr i własny ciężar.

Obserwatorzy

About Me